Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi nagast z miasteczka Legnica. Mam przejechane 14530.04 kilometrów w tym 3941.11 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.50 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony

Dystans całkowity:956.90 km (w terenie 910.90 km; 95.19%)
Czas w ruchu:58:08
Średnia prędkość:16.46 km/h
Maksymalna prędkość:68.20 km/h
Suma podjazdów:24889 m
Maks. tętno maksymalne:198 (103 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:53110 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:79.74 km i 4h 50m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
68.60 km 68.60 km teren
04:53 h 14.05 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:189 ( 98%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy:2554 m
Kalorie: 2155 kcal

MTBTrophy dzień 4

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 0

Finał! Wystarczy tylko dojechać ostatni etap i będzie koniec. W klasyfikacji generalnej zbliżyłem się do Ukraińca i miałem szansę na to 90 miejsce, mimo straty z II etapu. Trzeba było walczyć.

Z etapu pamiętam sporo zjazdów po luźnych kamieniach. Jeden z nich był niesamowicie dłuuuugi i dał mocno w kość, chociaż zazwyczaj zjeżdżanie na moim full praktycznie mnie nie męczy. To była jakaś masakra. Pamiętam że na końcowych metrach była jakaś końska kupa z wbitymi wykrzyknikami Orga :)

W końcówce był podjazd asfaltem pod zameczek Prezydencki. Średnia z przodu i trzymam tempo. Goniłem osobę przede mną i uciekałem tym za mną. nie wiele brakowało i zabrakło by sił na końcówkę, jednak dochodzę jednego z kolarzy i wyprzedzam przed singlem w dół.

Końcówka znów w mocnym tempie. Przejazd prze ostatni błotny odcinek poszedł perfekcyjnie i można było się cieszyć z dobrego wyniku na mecie.

Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
72.50 km 72.50 km teren
05:06 h 14.22 km/h:
Maks. pr.:67.90 km/h
Temperatura:13.0
HR max:165 ( 86%)
HR avg:140 ( 73%)
Podjazdy:2605 m
Kalorie: 2110 kcal

MTBTrophy dzień 3

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 0

Dzień III
Dzisiaj wstaliśmy niewyspani, bo w hotelu impreza do 5 rano. Starałem sie podejść do tego na spokojnie, jednak nie wiele to pomagało i sen był rwany. Telefony na recepcje nic nie dawały, jednak na następną noc dostaliśmy kwaterę sąsiadującą z hotelem.

Na etapie było zimniej :) Czekał nas podjazd pod Skrzyczne 1257m n.p.m, więc było jakieś tam wyzwanie ;) Nogi wysiłek znosiły bardzo dobrze. Znów od startu poszło mocne tempo. Nie rozumiem niektórych osób. Jednemu gościowi nadałem ksywe "mistrz pierwszy 2km", bo zwykle tylko przez tyle się tasował zanim całkowicie odpadał ;)



Z początku czułem się dobrze, więc spokojnie wjechałem podjazd płytami i zjazd, który sprawiał sporo problemów niektórym zawodnikom. Na nim minąłem dobrze znanego mi Ukraińca i już do końca etapu tylko nad nim zyskiwałem.

Jechało się bardzo dobrze, nawet ciągnący się podjazd na Skrzyczne dało się wjechać spokojnie do końca. Na zjeździe (nie znanym mi w ogóle) ucieka mi na śliskich korzeniach przednie koło i ląduje jagodzinach. Pierwsza taka gleba na maratonach :) Oczywiście w miejscu nei zabrakło fotografa, który był bardzo zadowolony ze zrobionych zdjęć ;)

Potem był świetny singiel. To był naprawdę miodny etap :) Chociaż po upadku ubyło sporo pewności siebie na zjazdach.
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
85.00 km 85.00 km teren
06:31 h 13.04 km/h:
Maks. pr.:68.20 km/h
Temperatura:17.0
HR max:175 ( 91%)
HR avg:145 ( 75%)
Podjazdy:2710 m
Kalorie: 2850 kcal

MTBTrophy dzień 2

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 0

Po pierwszym dniu czułem sie bardzo dobrze. Przeciwieństwem był znajomy, który po dotarciu do mety uskarżał się na żołądek i nie był pewien czy pojedzie następny etap.

Tym razem start i meta były w Czechach. Trzeba było z Istebnej te kilka km dojechać. Początek poszedł mocno pod górę. Starałem się dotrzymywać kroku i z każdym km szedłem do przodu.

Na tym etapie poznałem Ukraińca, z którym była okazja do pogadania na kilka tematów, w tym o ich przygotowaniach do Euro ;) Wszystko szło dobrze do czas...
Zaczął zaciągać łańcuch, co jeszcze mi się nie zdarzało. Po bufecie droga szła singlem w ciężkim terenie i na jednej z hopek, gdzie trzeba było mocniej stanąć na pedałach usłyszałem trzask. Łańcuch zerwany! O mistrzostwo nie walczę (miejsce 92 na I etapie) więc spokojnie zaczynam naprawiać sprzęt. Skróciłem łańcuch lecz coś źle założyłem, bo musiałem rozkuwać ponownie.



Po problemach z łańcuchem ruszyłem do odrabiania strat, jednak nie było z tym za dobrze, bo poziom dość wyrównany. Za chwilę słyszę, że nie mam powietrza w tylnej oponie. Znów postój. Zakładam dętkę zapasową i zonk. Też jest dziurawa. Dobrze, że mam łatki ale to już spora strata.

Dobrze pamiętam końcówkę tego etapu, gdzie mocno deptałem w pedała aby tylko przejść jak najwięcej osób. Ostatecznie skończyło się na 130tym którymś tam miejscu i dość sporą strata do Ukraińca, z którym jechałem do połowy dystansu.

Na samym końcu został stromy zjazd stokiem :) Poszedłem bez klamek, ledwo wyrobiłem na dole ;)
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
66.00 km 66.00 km teren
04:39 h 14.19 km/h:
Maks. pr.:63.40 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2350 m
Kalorie: 2730 kcal

MTBTrophy dzień 1

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 0

mam sporo zaległości z wpisami ale postaram się to powoli nadrabiać. Na pierwszy ogień idzie impreza MTB Trophy 2011 :)

Startowałem po raz pierwszy i tylko modliłem się żeby nie padało. Znajomy opowiadał co przeżył w tych górach kilka lat temu. Zresztą przyjechał w tym roku żeby wziąć odwet i ukończyć etapówkę.

Miejsce do spania mieliśmy dość daleko bo w Jaworzynce, gdzieś hen w dole prawie pod Koniakowem. Na start trzeba było stawiać się samochodem, a sam hotel pozostawiał wiele do życzenia.

I etap
W Istebnej jeździłem nie raz i zawsze dobrze wspominałem te maratony. Nigdy jednak nie pojechałem żadnej etapówki i tu był problem. Pojawiały się pytania o wytrzymałość i regenerację. Trzeba było rozpocząć spokojnie, taki był plan.



Jechać spokojnie się za bardzo nie dało. I etap pokazał, że nie ma tu przypadkowych osób. Dużo mocnych zawodników z zagranicy (większość Duńczycy) mocno podnosiło poziom.

Pamiętam że musiałem się mocno wstrzymywać z jazdą na maksa w niektórych momentach. Niemniej noga kręciła. Było gorąco i pełno ciągnących się stromych podjazdów po płytach. Potem niesamowita walka w końcówce z kilkoma kolarzami. Na granicy wariactwa na ostatnich zjazdach. Ale takie rzeczy właśnie nakręcają i na metę wpadłem bardzo zadowolony.

Opaska pulsometru zjechała w dół i odczyt pokazywał jakieś bzdury, więc nie wpisuje.
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
77.00 km 77.00 km teren
05:42 h 13.51 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:185 ( 96%)
HR avg:154 ( 80%)
Podjazdy:2540 m
Kalorie: 7494 kcal

Maraton Złoty Stok

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 1

Pierwszy maraton górski tego sezonu. Miało być super, bo zawsze w Złotym Stoku jedzie mi się bardzo dobrze.Rozsądnie pojechałem pierwszy podjazd i zjazd z Jawornika jak nigdy bez korka udało się połknąć w całości :)

Niestety gdzieś po drodze zgubiłem bidon, co zauważyłem po przejechaniu kilkuset metrów za pierwszym bufetem. Tutaj nastąpił powrót w celu zabrania butelki i już zaczęło się myślenie, że na tym Poweredzie daleko nie ujadę (żołądek).



Zjazd z Borówkowej poszedł świetnie. W ogóle zjazdy to były miejsca gdzie mój full nie dawał szans rywalom.

Niestety tak się rozochociłem szybkim zjeżdżaniem i odrabianiem strat, że na 57km w dziwny sposób łańcuch wpadł mi pod zawiasy ramy. Zaklinował się między nimi, a korbą i trzeba było ją zdjąć. Niestety siłowanie się z tym w warunkach polowych nie powiodło sie i 20km to idą, to odpychając się dobrnąłem do mety :)

Uciekło miejsce między 50-60 Open na Giga. Lepiej by nie było i pewnie gorzej też nie. Na takich miejscach jechałem.

Co najlepsze czas 5:42, to tylko 17 minut gorzej od zeszłorocznego czasu, a tu 20km z zablokowaną korbą :D
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
88.00 km 60.00 km teren
02:54 h 30.34 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max:182 ( 95%)
HR avg:168 ( 87%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: 4297 kcal

Szalony Dolsk

Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 18.04.2011 | Komentarze 0

To było jakieś szaleństwo :) I nic chodzi mi tu o trasę maratonu, ani tempo. Tylko moje przygotowania i start. Rower po zimie w częściach czekał na szprychy i złożenie kół. Dopiero po godzinie 16tej w piątek odebrałem je ze sklepu (prawie 4mc!) W końcu! Zacząłem składać rower i tak zeszło mi prawie do 23:00. Zero testów, nic :) Od razu w kime, bo o 5:00 pobudka. 5:30 wyjazd.



5:00 wstaje zgodnie z planem. 30min do wyjazdu. Odżywka, banan + dwie kanapki na drogę i wyjazd. U kumpla pakujemy się do jednego auta. W Dolsku 9:35., do startu Giga 25min. Tyle co zdążyłem się ubrać i zapakować na drogę. Ostatni sektor czekał, bo nie jechałem w Murowanej. Jeszcze tylko toaleta. Z powrotem na start. Okazało się, że zostawiłem okulary przy toalecie w polu ;) Powrót, sektory zamknięte, wjeżdżam na sam koniec i rura! :D

Całe szczęście, że dystans giga nie był jakość drastycznie obsadzony ale i tak czołówka odjechała w siną dal zanim się ruszyło. Potem pogoń już przez cały dystans.

Pamiętam nasz pierwszy pociąg, gdzie po krótkim spięciu wynikającym trochę z niezrozumienia, zaczęła się współpraca, która pozwoliła dojść kolejny pociąg. Po dojechaniu zielony z rowerowania jedzie dalej, a ja za nim. W terenie trochę uciekliśmy ale w dwójkę długo nie pociągnęliśmy, bo kolega zaniemógł. Jadę sam.

Wpadam w mini i jestem zblokowany. Dochodzą inni z Giga i łapie się na koło zawodnika na czarnym fullu. Tak kończymy do wjazdu na drugą pętle. Doganiamy jasnozieloną koszulkę i widzę, że koledzy nie palą się do mocnej jazdy, więc jak idę swoim tempem.

Następne kilometry to próba dogonienia grupy przede mną. Dość sporej ale jadącej razem. W końcu ktoś od nich odpada i go przechodzę zbliżając się do nich. Niestety goście lekko zmylili trasę (ścinając), a ja z nimi. Skok przez rów i znów jestem za tym którego wyprzedzałem, a w dodatku przechodzą mnie inni.

Mam doła i nogi już tak sprawnie nie kręcą :/ Ostatni mocny podjazd. Tu dopada mnie czołówka mega krzycąc coś co miałoby mnie niby zdopingować do mocnego naciskania na pedała. Nie mogę, jadę swoim tempem. Na końcu górki znów ktoś z mega mnie przechodzi ale tym razem staje na pedała i łapie się za nim.

Z Megowiczem rozpędzam się do super szybkości i przemykam jak TGV koło kilku Gigowiczów :) W końcu na lekkim podjeździe nie utrzymuje koła i jadę swoim tempem, które wystarczyło aby dojechać do mety bez straty dalszych pozycji.

Czas 2:54:19 Mógłby być lepszy. 5 godzin snu, brak rozgrzewki. Start z samego ogona, to w takich wyścigach od razu przekłada się na wynik. Mimo to było fajnie. Nie wyjechałem się jak dzik. Pogoda super! Atmosfera jak zwykle ok. Mimo wszystko udany wyścig i teraz czekam na Złoty Stok.

Ps: Był jeszcze jeden motyw :) Z oponą którą założyłem na przód. Stary Mezcal, podklejony łatką nie wytrzymał i wyszedł z niego balon (łatka). To że dojechałem w ogóle do mety to mały cud, bo wcale na zjazdach nie oszczędzałem tej opony.

Chyba mój Polar CS600 coś źle mierzy podjazdy. Wyszło mi 330m przewyższenia. Org podawał 540m (z palca chyba wyssane). Ja nie wiem. Kumpel co ma SIgme zawsze ma więcej nabitych przewyższeń na tej samej trasie. Różnica gdzieś 20%. Ktoś tu się myli. Jak kiedyś sprawdzałem mojego Polara z Bikemap, to różnica na trasie z prawie 1000m przewyższeń była 10m czyli 1%.
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
90.20 km 90.20 km teren
05:22 h 16.81 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:186 ( 97%)
HR avg:166 ( 86%)
Podjazdy:2100 m
Kalorie: 7300 kcal

MP Jelenia Góra

Sobota, 14 sierpnia 2010 · dodano: 21.08.2010 | Komentarze 0

Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB w Jeleniej Górze nie mogłem przegapić, chociaż mocno ciągnęło na maraton do Krynicy. Jednak start w miejscu zamieszkania zobowiązuje.

Najpierw trzeba było złożyć naprawioną tylnią X0. Nowa śruba jest za długa i do końca się nie wkręca ale trzyma. Brakuje tylko najmniejszego przełożenia. Dodatkowo nowy łańcuch przeskakuje, będą jaja na szybkim asfaltowym początku :)

Start. Ostatni sektor. Sprawa dla mnie nie zrozumiała. Mistrzostwa Polski, jadę Giga staję z dziećmi. Minus dla Orga jak stąd do Gdańska. Po prostu WSTYD!
Atmosfera piknikowa. Tatuś chwali się innemu tatusiowi jaki rowerek sprawił małemu. Patrzę na to cudo i od razu w oczy rzucają się "łyse" opony. Na maraton po błocie, szok!

Jedziemy. Nie będę się szarpał, bo wiem jak to ostatnio się skończyło. Mimo tego postanowienia tempo dość mocne ale kontrolowane. Znalazł się ktoś kto pociągnął aż do Łomnicy. Potem kałuże i korki. Zwalnianie, wyprzedzanie i tak cały czas..



Na początku pierwszej pętli Giga jeszcze w dość dużym towarzystwie. Ciągle brnę do przodu. Wyprzedzanie z góry i pod górę. Mój ulubiony podjazd pod Bolczów. Widzę jak z mijanych osób wysysa siły i wiem, że jeszcze nie jestem wśród swoich.

Od Bolczowa szutry góra dół, zjazd szybkim asfaltem, trochę singla w lesie, potem po łączkach i jesteśmy w Karpnikach. Na Sokoliki i wjazd na drugą pętle. Druga pętla zaczyna się podjazdem którego nie było przy pierwszym wjeździe. Na początku twardo jadę ale w końcu pojawia się ścianka nie do wjechania.

Dalej jedziemy to samo. Pod Bolczów dwa razy. Tu mijam jeszcze kilku kolarzy. Jeden ładnie rozbity. Teraz na trasie panują pustki. Z czasem zaczynają pojawiać się dublerzy z Mega. Trafia się ktoś z Giga do pogadania i wspólnej jazdy ale w końcu odpada. W ten dzień (po starcie z ogona) nie minął mnie nikt 8)

Od rozjazdu do mety dochodzi mega moc i cisnę i fabryka dała a na liczniku prawie 80 przejechanych km. Trzeba się wyjechać. Pola i błoto robią swoje, energia ucieka. Jeszcze jakaś ścianka do zjechania. To co Tygryski lubią najbardziej. Niestety fotograf postanowił ustawić się 50m dalej na ścieżce :/ jasny gwint co za polityka. Nie będzie fajnej foty..

Finisz po trawie i 46 Open Giga z licencjonowanymi włącznie. Kiedyś była klasyfikacja osobna ale widocznie także i to dla Orga było zbyt dużym wyzwaniem.
Atmosfery na trasie brak. Sama trasa dobrze mi znana. Błoto zrobiło swoje i nie było lekko. Czasu na regeneracje nie będzie jutro z rana ruszam w rumuńskie Karpaty, niestety bez roweru :(
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
92.00 km 92.00 km teren
07:04 h 13.02 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3010 m
Kalorie: 6000 kcal

Głuszycka masakra

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 02.08.2010 | Komentarze 0

Głuszyca od 2 lat jest dal mnie pechowa ale mam do niej sentyment. To tutaj po raz pierwszy przejechałem dystans Giga w niezapomnianej burzy :).

Dzień przed maratonem, to ból w plecach i start po zażyciu 4 tabletek Apap, jak nigdy prochów nie biorę :)
Na starcie plecy ok. Rozmowy ze znajomymi ze stawki, z którymi zawsze pożartujesz z czekającej cię "masakry" ;) Plan był prosty. Spokojnie początek i ile sił w nogach od podjazdu na Sowę.

Pierwsze km to leśne ścieżki i trawersy. Dużo ścianek, na które trzeba było się wspinać bo o wjechaniu ni było mowy. Chwilą wytchnienia był zjazd łąkami. Tu jechałem za Justyną Frączek i jeszcze innym zawodnikiem. Wjazd do Głuszycy i ulga, większa część maratonu przejechana :) Teraz będzie łatwiej ;)

Noga kręciła, dogoniliśmy kogoś z Giga, jednak Justyna mi odjechała. Potem moc wróciła i mocno goniłem przy wykorzystaniu mocy zawieszenia. Zjeżdżało mi się bardzo dobrze, zwłaszcza szybkie zjazdy. Przydało się oswojenie z prędkościami i krętych Karkonoskich szlakach.

Dojazd do asfaltu i tu zawieszenie umysłu, bo nie wiem jak to nazwać. Nikogo przede mną i za mną. Strzałki jakieś dziwne.. zjeżdżam w dół, brak strzałek. Trasa zgubiona? Jakiś gość na rowerze, doganiam a to zwykły lokales.. dalej w dół i Głuszyca wita.. masakra. Na trasę powrót pod górę. Nie rezygnuje i wspinam się. 22minuty wjeżdżałem. Strata pewnie z 26-27min i utrata mocy w nogach na kolejne km. :(



Nic jadę dalej, doganiam kogoś pytam czy giga i który km. Odpowiada, że 50ty, więc się zgadza. Jestem bardziej zmęczony niż powinienem ale odrabiam straty. Byłem w okolicach 40tego Open, a wylądowałem między 70-80. Jak to śpiewają kibice "nic się nie stało, Polacy nic się nie stało" jedziemy dalej :)

Zjazd asfaltem, cholera znów :) Dobrze, że teraz ktoś ciśnie z przodu i z tyłu i są te niebieskie strzałki ;) Podjazd po płytach. Miała być masakra, stromizma 50% itp. Było ciężko ale bez przesady. Dużo osób z mega prowadzi. Giga nie zsiada z rowerów, chyba że spadnie ;)

Wjazd pod nadajnik w niezłym skwarze. Było cieżko, potem zjazd i znów wjazd, kiedy ta przeklęta Sowa? Przed sową na bufecie każą jechać jeszcze jakąś pętlę żeby nabić km i wrażeń.

Obiecane km i wrażenia były, wiec teraz czas na Sowę i ten podjazd po kamulcach. Ups.. i skurcz. Noga się spięła. Trzeba przeczekać. Nawet nie próbować iść. Stać. Chwila mija i puszcza. O dziwo dalej można po tych kamulcach pomykać. :) Na górze przyspieszam, doganiam i wyprzedzam żeby mieć jak najczystszy zjazd. Jadę za kolegami z Rowerowania :) Zjazd udał się perfekto... poszliśmy jak przecinaki. Takie coś nakręca. Do końca nie wiele, jeszcze kilka podjazdów i potem zjazdy do mety..

Sił jednak coraz mniej. Duet Rowerowania odjechał na podjeździe, a ja na kolejnych zjazdach chciałem odrabiać lawirując przy wolniej jadących Megowiczach. Prawa, lewa, lewa, prawa i trach....! Koło zblokowane. Hak wygięty przerzutka zakleszczona w kasecie. Masakra :(

Usiadłem i rozbierałem całe to ustrojstwo. Spakowałem przerzutkę do kieszonki, kilka razy skracałem łańcuch żeby niby jechać na ostro ale to mi wyraźnie nie wychodziło. W końcu pchąjac rower ruszyłem do mety.

Na zjazdach znów wyprzedzałem, na płaskim pchałem i tak dociągnąłem na 90m Open Giga w 7:04:46

Znów Głuszyca chciała mnie pokonać ale takiego... ;)
Szkoda przerzutki, szkoda tych 60-80 pkt w generalce, ale na pewno nie szkoda tej przygody :)

Danych z licznika nie mam bo działał sobie kiedy chciał :/
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
88.00 km 70.00 km teren
03:15 h 27.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max:190 ( 99%)
HR avg:170 ( 89%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: 4673 kcal

MTBM Dolsk 2010

Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 0

Maraton w Dolsku. Jeden z moich nielicznych maratonów poza górami. Trasa płaska, zimny wiatr, zdarzył się też deszcz z gradem i jakby więcej asfaltu niż było to zapowiadane :)

Dolsk maraton nie przekonał mnie do siebie. Pojechałem aby utrzymać miejsce w sektorze, co miało się przydać w kontekście startu w Karpaczu. Nie wiem czy się udało :P 80m Open Giga, 37 M2, bywało lepiej ;)

Mimo długich spodni, marzły łydki, co powodowało małe kurcze. To chyba taki jeden mały dyskomfort tamtego dnia. Poza tym był to maraton ciągłego kręcenia. Chciałem jechać miękko i tak też robiłem. Może czasami bez kopnięcia w odpowiedniej chwili co niestety skutkowało, że odjeżdżały mi grupki kolarzy. Niestety nie mam doświadczenia w jeździe szosowej, a ten maraton bardziej przypominał takie wyścigi.

Dobry trening, pierwszy taki dystans w tym roku na góralu i w ogóle drugi co do długości :) Ale ta intensywność! Puls średni 177 max 190 i tylko kilka krótkich chwil, gdzie spadał do 150-160.
Kategoria Maratony


Dane wyjazdu:
90.00 km 90.00 km teren
05:01 h 17.94 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:192 (100%)
HR avg:177 ( 92%)
Podjazdy:2350 m
Kalorie: 5350 kcal

Mistrzostwa Polski w maratonie

Niedziela, 27 września 2009 · dodano: 28.09.2009 | Komentarze 0

Dwa dni odpoczynku pozwoliły na zregenerowanie sił, jednak nie wyzdrowiałem do końca i szumem w uszach i katarem stawiłem się na starcie Giga. W peletonie słyszało się ploty o MEGA WYPAS zjazdach i takie tam pierdoły o trudności ala GŁUSZYCA z tego roku (ponad 3000m przewyższenia). Jednym słowem miało być ciekawiej niż rok temu :)

Start, ostro w górę, łąką dół, laskiem w górę, zjazd po trawie, domy, znów las i podjazd... prowadzenie roweru. Wsiadam z powrotem i niespodzianka, brak powietrza. 5km od startu :( Pech, 10min wymiany z pompowaniem i zaczyna się jazda po krawędzi. Ciągłe wyprzedzanie i szarpanie tempa, zazwyczaj nie kończy się to dobrze..

Trzeba było ukończyć i się udało dojechać ciągle wyprzedzając kolejnych zawodników. Zero problemów z kurczami (jakiś cud ;)

Mistrzostwa Polski w Maratonie:
- żenujące bufety
- brak profilu trasy
- zero bufetu na mecie
- nawet makaronu zabrakło do posiłków regeneracyjnych
- jedna pętla giga - mit!

Trasa: wymagająca kondycyjnie, opinia o mega zjazdach mocno przesadzona :)
Kategoria Maratony